Czyli kocyków dla Celtów :)
Bardziej to stylizacja i inspiracja niż stricte rekonstrukcja (wykonanie na krośnie poziomym, użycie grubej dwojonej wełny, itp), ale chłopakom chyba podpasowało :)
No i ja sama jestem w miarę zadowolona, bo jakoś technicznie dałam radę, pomimo zdecydowanie nie przystosowanych do tego krosien i różnych niedociągnięć.
Ot na przykład, przy robieniu pierwszego z kocy, zasugerowałam się pewną fotką z netu, tą poniżej dokładnie:
Zdjęcie Lessing Photo Archive 07-01-01/26 HALLSTATT CULTURE TEXTILES |
A tu moja wersja :/ textil 74 z kopalni soli w Hallstatt
No i co?!
No i dupa, bo to moje to też jest KRATA.
Tylko jej nie widać, bo patrząc na rekonstrukcję zasugerowałam się nią i również zrobiłam te cienkie paski wzdłużnie, podczas gdy wzdłuż powinny być te grube :/ W dodatku zestaw kolorystyczny nie sprzyjał dobremu wyciąganiu kolorków w tej kratce. No cóż, człowiek uczy się na błędach, właścicielowi to nie przeszkadzało a ja gdy zabierałam się za drugi z kocyków, już lepiej wiedziałam co i jak zrobić żeby odpowiedni efekt osiągnąć :)
I wyszedł koc nr.2 textile 91 z Halstatt
Wygląda tak:
Tutaj sama już dobrałam kolory i wzór, tak by wyszła ładna i wyraźna kratka :)
Więcej tych świetnie zachowanych wzorków, możecie sobie obejrzeć na poniższym zestawieniu:
No i odrobinę wytłumaczenia technicznego. Otóż powyżej widać krosno z robotą w toku. Moja maleńka Viktoria, nigdy nie była przewidziana do tego typu zastosowań, to hobbystyczne krosno do robienia szalików i ma za małą szerokość by odpowiedni koc utkać w jednym kawałku. Więc po prostu robię jak mogę - czyli tkam podwójną długość i zszywam. Dopilnowanie by kratki się nie rozjeżdżały to wyższa szkoła jazdy, w obu przypadkach udało mi się to gdzieś w 85% ;) Poza tym przy drugim kocyku, udało mi się już nieco apgrejdować ;) technikę wciskania długich osnów na malutkie wały. Przy pierwszym kocyku zrobiłam po prostu dwie osobne, identyczne osnowy z wszystkimi tego rozwiązania konsekwencjami (jak na przykład podwójne osnuwanie :/), a przy drugim poszłam po rozum do głowy i stwierdziłam że przecie listewki, jako przekładki zajmują sporo miejsca, na filmikach na youtube kobitki często używają do przekładania zwykły papier, który przecie jest cieńszy niż listewki i może uda się wcisnąć więcej osnowy z tym papierem. Wysłałam więc Nieuczesanego do Ikei, gdzie dostał prikaz by nabyć w dziale dziecięcym rolkę papieru do rysowania Mala. Rozwiązanie to mogę spokojnie polecić, papier sprawdził się nieźle, na wały wcisnęłam jedną dwa razy dłuższą osnowę niż z listewkami :D Co sprawiło, że miałam jedno przeciąganie tych przeklętych nitek mniej! Jedno wiem, do kocy potrzebne jest duże krosno, najlepiej o dużej szerokości z mechanizmem przerzutowym :( Ehh marzenia, na razie po prostu staram się łatać dziury i tyle.
I wbrew pozorom nie narzekam na moją Viki, o nie! To naprawdę bardzo dobre krosno, tylko chyba żadnemu z jego konstruktorów nie śniło się nawet, że ktoś może próbować na nim tkać grube koce z dywanówki :/ No cóż, jak widać się da choć bywa to kłopotliwe ;)
Reasumując, jestem zadowolona, chłopaki chyba też, mam nadzieję że się teraz miło lansują na Dymarkach Świętokrzyskich :)
A ja za chwilę postaram się ogarnąć kolejne zaległości i może wreszcie uda mi się wyjść z czarnejdupy to poopisuję kolejne eksperymenty :/
A może nie...
Kocyki bardzo, baaardzo! Życzę jak najszybszego wyjścia z tej czarnej i pozdrawiam ze swojej czarnej :-)
OdpowiedzUsuńDzięki, ale chyba nieprędko :/ I tobie życzę wielu przejaśnień!
UsuńRewelacyjne, jestem pod wrażeniem! Można wiedzieć, ile czasu pi razy oko taki kocyk ci pochłania?
OdpowiedzUsuńDzięki!
UsuńA czas to w ogóle ciężka sprawa do kalkulacji, bo ja to robię wyłącznie z doskoku. Ale drugi jestem w stanie orientacyjnie określić, ale zaznaczam że to mocno umowne i sporo to zależy np. od rodzaju krosien (bo moje mają klawisze zamiast pedałów co bardzo spowalnia pracę i zajmuje ręce, a dodatkowo ich konstrukcja nie daje możliwości zrobienia naprawdę dużego przesmyku i często muszę czółenko na siłę przepychać zamiast przerzucać, co też bardzo spowalnia pracę :/) No więc przygotowanie osnowy to jakieś 4 godziny. Potem samo osnuwanie to około 8-10 dupogodzin (ja to robiłam trochę na raty). Samo tkanie, wraz z nawijaniem cewek (bo to wbrew pozorom też czas zajmuje, ja mam ich tylko kilkanaście a potrzeba znacznie więcej, więc jak się kończą to trzeba przerwać tkanie i iść nawinąć nową wełnę!) to jakieś 3-4 dni. Tylko u mnie trzeba pamiętać, że ja siłą rzeczy tkam podwójną długość, czyli idzie mi wolniej niż gdybyś tkała na szerokich krosnach :) Aaa i potem zszycie i wykończenie to też jakieś 3-4 dupogodziny, ale w sumie mały pikuś. Reasumując - dysponując dużym krosnem to prawdopodobnie oszczędziłoby się sporo czasu, bo pomimo że więcej zajęłoby osnuwanie na pełną szerokość, to tkanie już sporo mniej. A i można by wcisnąć na wały osnowę na kilka takich koców jednocześnie, co sprawiłoby że cała operacja byłaby bardziej uzasadniona ekonomicznie :) Więc jedyna opcja - sama niestety musisz wypróbować bo tobie w zależności od możliwości technicznych i np, wprawy może pójsć zupełnie inaczej niż mi :)
Jak to 'A może nie...' ?
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem powierzchni kocyków. Bardzo mocno jestem i nie wiem, co jeszcze napisać, bo mnie przytkało. :-)
One z tych podgryzających, bo tak jakoś 'historycznie' sobie wyobrażam.
Pozdrawiam
Nooo to miały być takie grube pełnowymiarowe kocyki, dzięki którym tyłek w nocy nie zmarznie ;) I te faktycznie moga podgryzać bo to gruba i żrąca wełna. Ale chopaki twarde są i wierzę że to oni te koce pogryzą a nie na odwrót ;) Historycznie to można i niegryzące zrobić, to po prostu kwestia użytego surowca :)
Usuń