poniedziałek, 9 grudnia 2013

Nowa koncpecja czapkowa

Ostatnio znalazł się odważny, by zamówić i przetestować nową koncepcję czapkową.
No bo przyjrzyjcie się kilku obrazkom:

Na początek dwie pierwsze z brzegu Norymberskie Księgi Domowe:



Fajne te kapelutki no nie?

No to jeszcze Godzinki Księcia Du Berry - Decembre, patrzeć na czapkę pana w niebieskiej robe po prawej




I bezczelnie podwędzone ze strony Owki , Vox Clamantis, Johna Gowera


A także flamandzkie Godzinki NMP - pasterz w szarej czapeczce



I na koniec wykopalisko z XIVw  znalezione w Bargerfehn - wzięłam z Hand-Felting in Europe and Asia, Ireny Turnau


Tego typu czapek jest mnóstwo w ikonografii, ciągle się przewijają tylko nikt jakoś nie zwrócił na nie uwagi.

A co je łączy?

Ano to że nie są "gładkie jak pupcia niemowlaka" tylko mają wierzch jakby z futerka.
Ktokolwiek widział taką rekonstrukcję na żywo na jakiejś naszej imprezie? No ja nie widziałam. 
 A szkoda bo wygląda bajerancko ;D





Uzyskuje się to przez wyczesanie wierzchu gotowej filcowej czapeczki. Podobnie robi się "runo" na tzw. tkaninach drapanych.

Ta czapka jest wyczesana bardzo szczodrze, to moja pierwsza tego typu robota więc paru błędów się nie ustrzegłam, ale ogólnie jest nieźle.
Wełna to wrzosówka, ręcznie obrabiana od runa potnego.

I teraz trza by się zastanowić dlaczego w polskim ryry ten rodzaj wykończenia jest tak niepopularny? A właściwie nie istnieje? Bo ja się jeszcze nie spotkałam z włochatą czapeczką na imprezach. A z częstotliwości występowania i w znaleziskach i ikonografii to ewidentnie widać iż było to dosyć popularne. Nawet na tak w sumie schematycznych rysunkach jak przedstawienia filczarzy w hausbuchach wyraźnie widać że praktycznie wszystkie czapy są wyczesane.
Może wynika to z tego co między innymi pisze Irena Turnau - filce były robione z gorszych jakościowo wełen, a na pewno nie  z najcenniejszej czesanki jak my to dziś mamy w zwyczaju. Taka czesanka była zarezerwowana raczej do przędzenia i tkactwa, a do filcowania używano jedynie gorszych sortów.  I taka wełna  prymitywna, zawierała sporo włosów ościstych, które tworzą najefektowniejszy element "futerka". Często stosowane przez dzisiejszych filczarzy, czesanki z merynosów (czyli wełen całkowicie puchowych) sprawia że efekt wyczesania, nie jest zbyt ładny (próbowałam). I strasznie się sypią :/, włosy są po prostu za słabe.

Za wyczesaniem przemawia także aspekt  praktyczny - prawdopodobnie deszcz będzie spływał z tak wyczesanych czapeczek jak po przysłowiowej kaczce :) Bo te włoski tworzą rewelacyjną warstwę ochronną.

Zaznaczam, że nie zaprzeczam istnieniu także gładkich czapek, raczej oba rodzaje egzystowały sobie jednocześnie. Ale w naszej rekonstrukcji jest ewidentny deficyt włochatości ;)
Konkluzja jest taka, że jeśli ktoś ma ochotę zostać pionierem i wyfasować sobie bajerancką i lansiarską ;) futrzaną czapeczkę to zapraszam ;D  Idealne zwłaszcza dla odtwarzających niższe warstwy społeczne, gdyż raczej trzeba użyć prymitywnej wełny z pewną ilością włosów ościstych.



11 komentarzy:

  1. Na rekonstrukcji to ja się ni chu chu nie znam, ale jak patrze na te czapę, to mi się rączka rwie do głaskania, oj tak, zwłaszcza na jej trzecim zdjęciu. Ona na wrzosówkę nie wygląda, nie wygląda. No chyba, że Ty mistrzynią jesteś nad mistrzyniami i zaczarowałaś ją tak, że to jakiś wrzosówkowy miluś się zrobił :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz że nie wiem czemu tak wyszło
      Ale wyszło fajnie, ładnie się wyczesało i zrobiło takie futerko. Trochę to mi się kojarzy z tymi moherowymi beretkami ;) , ale poza tym jestem z efektu zadowolona :) Kłaki rdzeniowe niby są i wystają, ale nawet nie gryzą jak się je głaszcze. Świetna ta wrzosówka jest do tego :D

      Usuń
    2. Oj, wygląda na wrzosówkę, wygląda :). Jak dla mnie wręcz modelową. To może Ty, Finextra, miałaś do tej pory jakieś "niewrzosówki"? ;)

      A gryzła za bardzo nie będzie, bo włos gryzie wtedy, gdy jest sztywno uwięziony w filcu czy przędzy, i nie może ustąpić pod naciskiem, więc końcówka wbija się w skórę prostopadle do niej.
      Jeśli może ustąpić - a luźny, wyczesany włos właśnie może - to "gryzienia" nie będzie, końcówki włosa się ugną i ułożą równolegle do skóry.

      A czapy gratuluję! I mam taką luźną refleksję, że "prymitywne" surowce jak najbardziej mogą wręcz wymagać innych technik, niż automatycznie przeniesione z współczesnych półproduktów. Kłania się np. szycie z wąskich tkanin z naturalnym brzegiem tkackim, czy mój konik - przędzenie wełny w tłuszczu. A teraz można dorzucić filcowanie z run mieszanych...

      Usuń
    3. Zgadzam się, czapka jest bardzo przyjemna i znacznie miększa :)
      A co do dawnych technik to teraz zaczynam się przymierzać do sposobu filcowania o jakim przeczytałam w Handfelting... Otóż Pani Turnau pisze, że nie używano do tego mydła jak my dzisiaj, tylko uryny lub np. ciepłego smalcu wieprzowego! Uryny się nie podejmuję, ale ten smalec chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Ciekawa jestem czyby wodoodporność filcu nie wzrosła przypadkiem :? I byłoby to idealne na walonki.
      A co do tkania z wąskich pasków to chłopaki z Projektu Volk marudzą mi że ja im proponuję szycie z czterech wąskich paneli, podczas gdy wykopaliska pokazują, że tuniki przód i tył miały z jednego kawałka. I tu mamy problem, czy wycinanie tego jednorodnego kawałka z materiału 145cm jakimi dziś dysponujemy, jest bardziej historyczne niż uszycie tego z dwóch naturalnych paneli jakie mi wychodzą z krosna? Bo "naturalna szerokość" tkaniny z tych tunik to było przeważnie około 1m. I teraz mamy wybór między dżumą a cholerą - zachować konstrukcję czysto fizyczną, czy sposób myślenia i krojenia z zachowaniem jak najmniej wzdłużnych cięć i jak najmniejszą stratą? Bo mało kto się orientuje, że wzdłużne cięcia w ręcznie tkanej tkaninie bardzo ją osłabiają i dodaje to roboty przy obrębianiu brzegów nośnych. Ale to kolejny temat rzeka o podejściu do rekonstrukcji i koniecznych kompromisach. Można gadać i dyskutować tygodniami.

      Usuń
  2. W National Museum w Dublinie jest włochata czapka, swoich zdjeć nie mam, ale ktoś foto wrzucał tutaj: logspot.ie/2010/12/dublin-after-big-snow-storm-and.html Spróbuje sie przejść na dniach, sprawdzić datowanie I przyjrzeć się, jak dokładnie to jest zrobione - drapany filc, czy jakieś inne rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. widzę, że zły link dałam, poprawka: http://lisa-odwyer.blogspot.ie/2010/12/dublin-after-big-snow-storm-and.html

    OdpowiedzUsuń
  4. No i wizyta w museum zaliczona, kapelusze są dwa, zdjęcia tutaj: http://photo.qip.ru/users/vlasta/200694277/ Pozdpisane jako 'Two wool hats 15th/16th century, Boolabawn, Co.Tipperary, 1909-66,67'. Znalezione w bagnie, stąd kolorki. Włochatość, po przyjrzeniu się bliżej, to raczej nici, wrobione w kapelusz, niż drapany filc, więc nie takie, jak szukałaś. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heeej dzięki, zaraz sobie wrzucam do magazynku :)
      Jeśli to faktycznie nici to czapki mogły być robione nieco inną techniką - robi się wieeelkie czapidło na drutach, naalem czy podobnie i potem foluje. Ale to już nieco utrudnia bo trzeba to najpierw wydziergać (o przędzeniu nici nie wspominając) a samo filcowanie nie jest tak żmudne i długotrwałe. A te czapki mogą się wydawać "niciane" bo po prostu końcówki są już zmechacone i podfolowane. Parę lat w torfie też pewnie nie pomgło ;) Ładnie widać podobny efekt na używanych baranicach - też się robią takie kosmki. Ale to gdybologia, musiałabym taką czapkę pomacać, albo najlepiej kawałek ciachnąć żeby stwierdzić jak faktycznie była zrobiona. Poczekajmy jak za ileś tam miesięcy użytkowania będzie wyglądać ta którą zmajstrowałam, dotarła już do właściciela i zapowiada on mocne testowanie, także na zimówkach :) A i tak uważam to za ciekawy eksperyment i próbę zróżnicowania tego co się w naszym ryry nosi :)

      Usuń
    2. A ja dorzucę jeszcze przy okazji ikonografię do tego typu nakrycia głowy: http://www.wikipaintings.org/en/hans-baldung/self-portrait

      Swoją drogą takie czapki wydają się być bardzo modne pod koniec XV i w XVI wieku, wcześniej w ikonografii chyba ich tak się nie widuje.

      Gdzieś widziałem rekonstrukcję i wydaje się że to są wszyte nici po prostu. Teraz nie mogę niestety znaleźć tej strony na której ją widziałem...

      P.S. Ile za taką czapeczke? ;>

      Usuń
  5. Ja też tam widzę przędzę (inna rzecz, że ja WSZĘDZIE widzę przędzę ;)). I czytałam publikację (tytuł wrzucę, jak odgrzebię, bo z pamięci nie podam - w każdym razie znalezisko było z terenu Niderlandów), gdzie opisano proces wyrobu takiej czapki - dokładnie taki, jak pisze Rosamar - dziana i sfilcowana, z poprzewlekaną przędzą.
    Hmmm... nowy patent do wypróbowania? ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety przy tym sposobie wysiadam ;|
      Bo to strasznie wydłuża czas produkcji a co za tym idzie i koszty :/ No bo najpierw trzeba niestety tę przędzę sprząść (pomijam przygotowanie runa) a potem wydziergać, powciągać te nitki i sfolować (niekoniecznie dokładnie w tej kolejności) ;) Taka czapa musiałaby kosztować chyba z cztery stówy żeby mi się w ogóle chciało za to brać ;) Ale może jest to nisza do zajęcia ;) Jacyś chętni ;D
      Ja na razie pozostanę przy swoim wyczesywaniu :)

      Usuń