piątek, 29 czerwca 2012

Kampesz, campeche wood, logwood, blauholz...

Zakochałam się w kampeszu :-D
Szczerze powiedziawszy to zamówiłam go niejako na doczepkę do koszenili i w pewnym momencie się zastanawiałam się, czy się nie wycofać, ale teraz bardzo się cieszę że jednak wzięłam ten barwnik.
Nazwy tego ustrojstwa są różne - przykładowe w temacie. Generalnie jest to pochodzące z Ameryki Południowej drewno. Jak na "niebieskie drewno" przystało, wiórki są czerwone ;-D
Po przewertowaniu internetu względem receprtur (polecam zwłaszcza nieśmiertelne Wild Colours), zdecydowałam się pierwszą próbę zrobić na ałunie z niewielkim dodatkiem kamienia winnego. Polecano dawać około 50g  drewna na 100g wełny, ale mi się sypnęło niecałe 60g. Wyszedł z tego mały kubeczek. Zapakowałam w antygwałtkę i zalałam wodą a roztwór przybrał śliczny szkarłatny kolor. Zmełłam w ustach parę brzydkich słów i nastawiłam na gaz. Stwierdziłam że może przynajmniej zrobi się jakaś ładna czerwień. Jakie było moje zdumienie, gdy po wrzuceniu odczynników, kąpiel zaczęła stopniowo ciemnieć, aż osiągnęła kolor atramentu. Pod światło miała barwę jak gencjana. Pogotowałam z godzinę i zostawiłam do ostygnięcia. Potem wrzuciłam wełnę (około 100g),  wcześniej wymoczoną w ałunie i kamieniu winnym. To co wyszło widać na zdjęciu (pierwsze od prawej) - ładny dosyć ciemny i nasycony fiolet.


Kąpiel była nadal ciemna więc zdecydowałam że jadę dalej. Po wystygnięciu machnęłam ręką na czesankę i wrzuciłam 130g motek, własnoręcznie przędzionego doubla, który i tak chciałam pofarbować na jakiś tam kolor i stwierdziłam że jasny fiolet (który teoretycznie powinien wyjść z drugiej kąpieli), będzie ładny na czapkę albo rękawiczki. Po wyjęciu ze zdumieniem odkryłam dosyć ciemny atramentowy granat. Fioletowy poblask prawie zniknął, a pozostała niebieskość 8-D


Podrapałam się w głowę i wrzuciłam (oczywiście po wystygnięciu) kolejną 100g partię czesanki. Zadowoliłby mnie jasny szaro-atramentowy, ale wyszedł kolejny atrament, choć nieco jaśniejszy niż poprzedni.

Kąpiel wyczerpała się dopiero gdzieś po szóstym razie. A raczej wyczerpała się moja cierpliwość bo ostatnia (szósta) setka wełny wyszła już po prostu jasnoszara. Przypuszczam że jeszcze by co nieco wyciągnął, ale już mi się nie chciało. Od mniej więcej czwartego razu wychodziło bardziej szaro niż granatowo.
Na fotce widać kolejne barwienia kolejno od prawej do lewej (brak ostatniego, który jeszcze się moczy a nie chciało mi się czekać aż wyschnie)

Jedynym minusem tego barwnika jaki zauważyłam, jest to iż pochodzi zza morza i jest kompletnie niehistoryczny na czasokres w Europie jaki mnie interesuje. Ale i tak zamierzam go używać (choć z zastrzeżeniami żeby nie było że oszukuję), zamiast indygowca (który mi kompletnie nie wychodzi) i urzetu (którego nigdzie nie można dostać, albo kosztuje horrendalne pieniądze).
Podobno bywa też różnie z jego światłotrwałością - czas pokaże.
Niemniej jednak jest chyba sensowną alternatywą w tworzeniu palety barw. Straszliwie mi brakowało tych wszystkich niebieskości. A po głowie już chodzą mi pomysłý jak by tu pobawić się mieszaniem z koszenilą lub żółciami i uzyskać zupełnie nowe kolory :-D

O koszenili zresztą też  niedługo
PS: Fotki na moim monitorze wyszły nieco jaśniejsze niż w rzeczywistości, no ale to normalny problem przy oddawaniu kolorów via fotografie :-/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz