czwartek, 19 kwietnia 2012

Kręci się kręci...

Gwidon furkocze aż miło.
Po iluś tam przerobionych szpulkach stwierdzam jednak, że nie jest realnie szybszy niż normalne kopane kołowrotki, a to z powodu iż operowanie pedałem do maszyny i równa ciągła praca jest dosyć trudne. Pedał działa skokowo, grzeje się niemiłosiernie a ja na szybszych obrotach nie jestem w stanie podawać szybko czesanki. Dodatkowo, cały system napędowy przy większych prędkościach staje dęba i spada z mocowania,więc muszę wymyślić jakieś blokadki. Może za jakiś czas dojdę do wprawy i wykorzystam szybkość przełożenia maszyny, ale na razie nie nadążam po prostu. Niemniej jednak w porównaniu do wrzeciona, idzie mi znacznie sprawniej :-)
Na niezastąpionej Prząśniczce znalazłam wpis o kołowrotkach elektrycznych czyli radzieckiej myśli technicznej, ale po przyjrzeniu się zdjęciom stwierdziłam że mój się nieco różni. No bo po pierwsze tamte nie mają chyba pedału a jedynie włącznik. Po drugie podobno pracują cichutko a nie jak lokomotywa ;-) A po trzecie posiadają przełącznik kierunku skrętu, który jest ważny przy skręcaniu wielu nitek. W przypadku silnika z maszyny do szycia, może i istnieje jakiś sposób żeby tam pogrzebać i zmienić kierunek, ale ja nie jestem elektrykiem i prądu boję się bardziej niż diabeł święconej wody, więc problem ten rozwiązałam łopatologicznie. Po prostu zakładam wtedy pasek napędu na "ósemkę", dzięki czemu maszyna kręci w tą samą stronę co zawsze, ale cały system napędowy idzie w drugą :-D Działa to nieźle a zmiana zajmuje 10 sekund.
Dowód widać na zdjęciu - dwa warkocze po lewej to double ukręcone już tą metodą :-) Biały zrobiłam specjalnie grubiej kręcony do naalbindingu (gdyż odkryłam że lepiej się robi igłą jak wełna jest grubsza, bo nie zostają wtedy takie wielkie dziury w dzianinie), a drugi to skręcone dwa różnobarwne single (mam z tego zamiar zrobić sobie jakiś współczesny komplet na szydełku lub ewentualnie odsprzedać jeśli znajdzie się chętny ).
 Ogólnie nadal jestem zadowolona z tego że jednak nie porąbałam ;-) tego ustrojstwa bo na razie próby dostrojenia drewnianego kołowrotka spaliły na panewce. Ale wierzę że za jakiś czas po prostu olśni mnie tak jak z Gwidonem i w końcu zaskoczy :-) A na razie bawię się nowymi możliwościami.

3 komentarze:

  1. Jestem pod wrażeniem, Twoje wełenki pięknie się prezentują. Dziękuję także za radę, nie omieszkam z niej skorzystać, już kombinuję. I będę miała do Ciebie jeszcze jedno pytanie, o ile oczywiście mogę, jak dobrze rozumiem by zacząć prząść wystarczy wełna czesankowa i wrzeciono?

    Pozdrawiam!
    Liadan

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło usłyszeć że moje stworki Ci się podobają :-)
    Co do pytania o wrzeciono, to tak wystarczy czesanka i wrzeciono. Czesanka może być spokojnie taka do filcowania, a wrzeciono albo można kupić na allegro (Kromski sprzedaje) albo zrobić samemu. Ja moje robię z castoramowego kijka i glinki ceramicznej. Ale można też użyć modeliny, drewnianych krążków, a nawet podobno kartofla ;-D Na youtube są tutoriale jak zacząć, ale polecam znaleźć kogoś kto ci pokaże. Jeśli mieszkasz w okolicy Trójmiasta to zapraszam na przykład do siebie, a jeśli nie to poszukaj na Prząśniczce czy któraś z prządek nie jest z twojej okolicy - na pewno chętnie pomogą :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,

    pozwolisz, że dodam Twój blog do polecanych na moim , żebym go miała pod ręką ? :)

    Mega ciekawe informacje przekazane w dostępny sposób.
    Ja dopiero zaczynam moją przygodę z blogami - zapraszam http://zbikowisko.blogspot.com/ .


    PS: W jakiej cenie są wełny w naturalnym kręmowym odcieniu? Poszukuję sporej ilości do eksperymentowania w farbowaniu. Pozdrawiam :) !

    OdpowiedzUsuń