środa, 11 marca 2015

Cz.1 - czyli kołowrotek, jak wybrać i zminimalizować ryzyko nabycia dezeli

Słowem wstępu: Ponieważ nie chce mi się po raz pińcetny pisac tego samego odnośnie wyboru kołowrotka kolejnej świeżo zapalonej entuzjastce przędzenia, postanowiłam rozpocząć nowy cykl. Taki typowo użytkowy i popularyzatorski. Zaznaczam iż poniższe opinie są absolutnie subiektywne i jak ktoś ma dobre argumenty przeciwko, to zapraszam do dyskusji w komentarzach. Natomiast jest ten tekst skierowany głównie do poczatkujących, które chciałyby się zająć przedzeniem. I to im ma on ułatwic lawirowanie w tym dosyć obszernym temacie, stąd kilka uproszczeń  i  uogólnień.

Jasne?
No to jedziemy!



Raz na jakiś czas wybucha na Klubie Prządki na szajsbuku, gównoburza odnośnie kupowania kołowrotków.
Ścierają się tu różne podejścia i grupy interesów.
Ale generalnie wszystkie zwykle zgadzamy się co do jednego - jeśli chcesz mieć 100% pewności iż dostaniesz towar dobry, działający, ewentualnie objęty gwarancją, która pozwoli na naprawę defektów na koszt producenta to KUPUJ NOWY
I tutaj nie ma zbytnio dyskusji

Zara, zara, ale ty trafiłaś do mnie, co oznacza że nie masz półtora kafla na nowiutki, jeszcze pachnący fabryką kołowrotek?
No to poniższy artykuł jest dla ciebie, zapraszam dalej :)

Ewentualnych mądralińskich, którzy będą marudzić, że jak brać to nówkę, zapraszam gdzie indziej. Załóżcie sobie własnego bloga albo piszcie na szajsbuku.
Tutaj chciałam przedstawić jak owa krytyczna sytuacja wygląda z punktu widzenia osoby, która nie chce wtapiać na dziń dybry minimalnej krajowej brutto.

A bo to nie pierwsze i nie jedyne hobby.
A bo nie wie czy jej się spodoba.
A bo potrzebuje to do jakiegoś pojedynczego projektu.
A bo chce tylko sprobować.
Albo ostatecznie po prostu nie ma i nie będzie miała kasy

No więc, dla powyższych opcji podstawowym narzedziem by zaspokoic głód kołowrotka są alledrogo i olx. Ewentualnie w rzeczywistości realnej miejsca takie jak strych babci, stodoła sąsiada, miła rosjanka ktora często jeździ w soviety ;), rodzina w niemczech czy na ogólnym "zachodzie" lub sklep z "antykami" z niemieckich wystawek. I chcialabym tu zastrzec, że wprawdzie trafiają się perełki za gorsze, niemniej trzeba się jednak na pewien wydatek (zwykle 200-300zł) przygotować. I tak lepiej wydać to jednorazowo na coś co nam posłuży, niż na cztery destrukty :/ Także jesli szukacie czegoś tańszego - zacznijcie od wrzeciona :P

Pierwszym miejscem gdzie się szuka jest zwykle rodzinna graciarnia. A bo przecie babcia/ciocia/cioteczna prababcia robiła kiedyś takie sznurki z owiec. A potem kazali Ci nosić z tego sweter, ale on gryzł i był obciachowy i wogle ;) No cóż teraz dorośliśmy i wyciągamy naszego szrota ze strychu, gdzie zalegał przez ostatnie trzydzieści lat, ewentualnie został przerobiony na stojak do lampy przez ojca majsterkowicza ;) Wyciągamy i nagle się okazuje że
a) zeżarły go korniki
b) cześci odpadają bo zaschły na amen
c) jak próbujemy zakręcić kołem to blokuje się w połowie obrotu
d) szpulka nie chce się ruszyć, ewentualnie widełki  rozpadają nam się przy próbie rozruszania mechanizmu

Tenże scenariusz jest tak na 90% pewny przy próbie reaktywowania naszego romantycznego "staruszka", bez względu na to czy wyciągnęliśmy go ze strychu babci czy ze strychu sprzedawcy z olxa. Bo niestety znakomita większość kołowrotków sprzedawanych jako "antyki", to po prostu destrukty, nadają się co najwyżej do postawienia jako wątpliwa "ozdoba" w karczmie ludowej ;) Nie twierdzę, że nie da się w ogóle znaleźć działającego zabytku. Sama ostatnio siadłam do rozkręcenia takowego i byłam zdumiona jak pięknie ruszył pomimo nędznego wyglądu. Ale to niestety był chlubny wyjątek i pierwszą podstawową zasadą przy kupowaniu takiego kołowrotka to najpierw przy NIM USIĄŚĆ I GO WYPRÓBOWAĆ.  Jeśli się nie rozpadnie to już sukces. Na podstawie zdjęć to można jedynie Z GRUBSZA ocenić czy ma wszystkie części. A więc trzeba spojrzeć na zespół wrzeciona (czy jest kompletny), na koło (czy nie jest rozeschnięte i ewidentnie krzywe), spróbowac ocenić stan drewna (KORNIKI!), czy części krytyczne (małe kółeczka przy szpulce i widełkach) nie są wyszczerbione albo połamane, itp itd. Zdjęcia dadzą nam pojęcie czy w ogole warto ruszać tyłek do oglądania osobistego :)
Jesli na zdjęciach kółko wygląda na w miarę kompletne (i potwierdziły wam to jakieś zorientowane osoby), a wy nie umiecie jeszcze prząść to najlepiej by  znaleźć jakąś doświadczoną prządkę co go wam sprawdzi.
Inaczej jest niestety spora szansa, że wtopicie pieniądze w coś co bez solidnego remontu w ogóle nie ruszy. Bowiem niestety nie wystarczy stwierdzenie, że koło się kręci w miarę równo. Do oceny kołowrotka niestety trzeba połączyć koło i wrzeciono cięgnem i spróbować skręcić nitkę.  A do tego ceny napraw stolarskich potrafią postawić włosy na głowie nawet najtwardszej zawodniczce. Nie mówiąc o tym, że niełatwo znaleźć pod bokiem stolarza co się w ogole podejmie. Możecie mi wierzyć, przeszłam to na własnej skórze parę lat temu ;)

Na argument o  "romantyczności", "sprzetach z duszą" i przywracaniu świetności antykom odpowiadam pytaniem - to ty chcesz sobie na nim prząść czy na niego patrzeć? Bo jak masz miejsce to możesz sobie spokojnie nastawiać takich do oglądania i się napawać ich widokiem. Natomiast jeśli chcesz naprawdę popracować, a nie masz własnej stolarni, to musisz liczyć się z tym iż na poczatku się naszarpiesz przy samej nauce, regulacji i uruchamianiu a potem się okaże że komfort pracy pozostawia wiele do życzenia. I że nie jesteś w stanie na kiepskim sprzęcie zrobić jakichś sztuczek podpatrywanych u koleżanek. No cóż techniczne możliwości staruszków są niewielkie niestety. Nasze babcie owszem przędły na nich, ale po pierwsze były to zwykle kilometry jednego rodzaju włóczki na swetry (te gryzące obciachowe ;)) lub len. A po drugie to naszym babciom zdarzało się także mieszkać w kurnych chatach i myć się zimą w studni :P I nie potrzebowały centralnego ogrzewania ani prysznica. Więc i kołowrotek wystarczał im prostszy ;)
Podsumowując - polecam kupować stary ludowy kołowrotek tylko w przypadku gdy możemy go sprawdzić przed kupnem. Lub gdy mamy dobrego i taniego stolarza, który nam dorobi brakujące elementy :) oraz mnóstwo cierpliwości i zapału (lub misję ;D)

No dobra, kwestie "antyków" i "cepelii" uważam za przerobioną.

Kolejnym dobrym pomysłem, jest import.
Tak ta miła znajoma rosjanka, może nam na przykład przywieźć cud radzieckiej  ;) techniki, czyli kołowrotek elektryczny made in Russia. Ja nie żartuję, to całkiem sensowna i niedroga opcja, bo tam ciagle się to produkuje. Sama mam taki i chwalę, jest mały, cichy i wygodny. I ma sporo udogodnień w stylu wymienne szpulki lub kilka przełożeń. Takie kołowrotki czasem można znaleźć na alledrogo czy olxie, więc warto się rozglądać. I brać jeśli tylko są kompletne a ostrzegam że to baaaardzo chodliwy towar i schodzą jak ciepłe bułeczki :) Ich minusy to, że wymagają podłączenia do prądu i są brzydkie jak jasnacholera. No cóż, w końcu chcemy prząść a nie na nie patrzeć :P

Z kolei u naszych zachodnich sąsiadów można także znaleźć całkiem fajne ogłoszenia o sprzedaży używanych kółek, w rozsądnych cenach. Jeśli mamy rodzinę w Niemczech, Holandii czy Belgii to warto ich poprosić żeby przejrzeli choćby lokalny ebay.  Oprócz tego w ten nurt wpisują się także nasze rodzime sklepy z "antykami", pochodzącymi bardzo często z niemieckich wystawek. I tamże właśnie można wyhaczyć coś co brzmi najsensowniej w stosunku do kupna nowego sprzętu. Jest tak bo na zachodzie, w przeciwieństwie do naszych krajowych doświadczeń, jakiś czas temu rozwinęło się coś takiego jak hobby przędzalnicze. Bodajże w latach 80tych. Kobity nie przedły dlatego że musiały, bo nic nie było a coś trzeba było na grzbiet założyć, tylko robiły to dla przyjemności, traktując to jako  robótkę ręczną. I w związku z tym, pojawiło się zapotrzebowanie na nieco bardziej zaawansowane kołowrotki, które zaspokoją potrzeby hobbystek, czyli bardziej wybrednych i wymagających klientek niż nasze babcie (sorry). Stąd takie kołowrotki to całkiem sensowne i zaawansowane konstrukcje, wyposażone nierzadko w takie udogodnienia jak pojedynczy naciag elastyczny, kilka przełożeń do pracy, duże i wymienne szpulki, pedałek z zapiętkiem i tym podobne. Za chwilę to zresztą omówimy na przykładach :)
I tutaj następuje kwestia tego jak odróżnić dobry użytkowy kołowrotek nazwijmy go roboczo typu "niemieckiego" od czegoś co także w latach 80tych nasi sąsiedzi masowo stawiali sobie w domach jako łozdóbki. Taka łozdóbka zwykle miała koło, sznurek, szpulkę i widelki. Baaaa, koło się kręciło, szpulka i widełki także. Ale to nie znaczyło że na czymś takim dało się pracować.
No bo jest parę myków.
Po pierwsze ogólne spasowanie części w nich zwykle leży i kwiczy. Kto próbował ten wie, po prostu to dosyć skomplikowana konstrukcja i wymaga precyzyjnego wykonania. Po drugie zarówno kółko jak i szpuleczka były maleńkie. Czasem nie widać było właściwie wcięcia w widełkach. Koło nawet jeśli sie kręciło, to miało tak mały punkt krytyczny, że pedałować trzeba było z prędkościa lidera kolarskiego by w ogóle pracowało płynnie. Poza tym takie kołowrotki zwykle charakteryzują się masą ozdobnych toczonych traleczek, ornamencików i ozdobników. Czasem mają przyczepiony kłąb jakichś kłaków (fart jesli nie sprowadzicie sobie z tymgniazda moli). No i ogólnie "wyglądają"

Wystawki "użytkowe" to zupełnie inna kategoria. Przede wszystkim jak jeden mąż były nieco brzydsze niż "łozdóbki". Miewały toczone elementy, ale nie przytłaczały one zwykle całości tylko były dodatkiem. Niektóre modele bywały wręcz brzydkie (ach ten minimalizm), nawet dzisiaj w takim całkowicie ascetycznym dizajnie przoduje holenderski Louet Zamiast drewna nierzadko w użyciu była ta obrzydliwa sklejka (!) co  w Louetach widać ślicznie.
Ale manufaktur produkujących takie kołowrotki było więcej, ot choćby Werk Willy, z którego pochodzi moja Bea. Mam tutaj już sporo doświadczeń bo to właściwie ja odkryłam ta markę dla Polski, a są one na tyle charakterystyczne że łatwo  je odróżnić z zalewu łozdóbek. A do tego  były na tyle popularne, że dosyć często zdarzają się na antykach :)

No więc pierwszy przykład takiej dosyć często spotykanej wystawki z Werk Willy (sama znalazlam na alledrogo dla siebie a potem dla dwóch koleżanek :))
Ten konkretny egzemplarz pracuje teraz dla Morgiany 

Kolowrotek z manufaktury Werk Willy


No to mamy :)
Patrzeć należy tam gdzie strzałki czyli:
a) duże koło - pozwala płynnie i powoli pedałować, zwłaszcza przydatne przy nauce. Poza tym widac iż jest wycięte z jednego dużego kawałka sklejki :)
b) duża szpulka w zespole wrzeciona - nooo czy ja muszę tłumaczyć dlaczego lubimy duże szpulki ;D
c) ten ma dodatkowe szpulki z boku na tzw. leniwej kasce!
d) spójrzcie na koło i jego mocowanie - to że mocowanie jest jednostronne (czyli nie ma po jednym słupku z każdej strony koła a tylko jeden na którym jest ono zawieszone) sugeruje iż jest ono umocowane na łożyskach kulkowych. Dla niezorientowancyh to takie koło pracuje znacznie płynniej niż tradycyjne no i jest to typowe rozwiązanie "hobbystyczne"
e) spójrzmy od przodu i jesli zobaczymy tam taką dziwną skórkę która jakby od wierzchu przytrzymuje rurkę wlotu to jest dobrze - mamy hamulec, który jest niezbędnym elementem tych kołowrotków :) Nieco więcej opowiem o tym w następnym poście dotyczacym regulacji i rozkręcania takich wystawek :) Na razie wystarczy nam że jest on dobrym wyznacznikiem użytkowości :) bo łozdobki jej nigdy nie mają.
f) to czego tutaj nie widać bo nie zawsze się zdarza to po pierwsze gumowy pojedynczy naciąg łączący koło z kółkiem szpulki oraz zapiętek przy pedale co pozwala lepiej sterować kołem :)

Ale spokojnie, zaraz będzie kolejny przykład :)

Najpierw jednak przedstawię stronkę - biblię dla miłośników niemieckiego szrota :)

Czyli "Spinnradgaliere"
Dziękować za nią Aldonie, która wyszperała to miejsce w niemieckim necie
Jak to dobrze, że sa w tym kraju ludzie posługujący się wprawnie tym barbarzyńskim językiem ;)

Na owej stronce, nawet czlowieczek zupełnie nie kumający szprechania, da radę na macanego znalećź to czego potrzebuje. Wystarczy wiedzieć, że w kolumnie po lewej są wymienione modele kołowrotków a po prawej  link "Portrait" Jeśli jest niebieski to można w niego kliknąć i zobaczyć zdjęcia oraz opis kołowrotka. Jeśli czarny to niestety sie nie da. Przydaje się to zwłaszcza, gdy mamy kołowrotek w ogłoszeniu, a miły sprzedawca zrobi nam dodatkowe zdjęcia i okaże się że jest tabliczka znamionowa :D
Na przykład taka:


Bea z Werk Willy

albo taka

Traub Waiblingen Wurtt

Jeśli mamy tabliczkę to generalnie jesteśmy w domu :) Bo łozdóbki raczej nie były sygnowane bo i po co. Niestety znamionówki nie znajdziemy na wszystkich użytkach. Z moich obserwacji wynika, że na przykład holendrzy nie oznaczali swoich kółek tak solidnie jak niemcy. Poza tym sporo zależało jaką formę miała znamionowka - Traub ma solidną metalową tabliczkę, ale już Bea to po prostu naklejka pod pedałem, łatwo ją zgubić, nawet nieostrożne czyszczenie by ją zdarło. No więc gdy nie mamy znamionówki to polecam przejrzeć wyżej wymienioną stronkę kołowrotek po kołowrotku i szukać analogii w wyglądzie. Trzeba patrzeć na kształt koła, wrzeciono, mocowanie korbowodu, ewentualne ornamenty itp To kwestia opatrzenia sie po prostu. Zawsze można też poprosić o pomoc kogoś bardziej otrzaskanego. Bo czasem się okazuje, że podobny i zidentyfikowany kołowrotek już ktoś ma na stanie i będzie mógł z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić markę lub choćby użytkowość.

No a teraz przykład z życia, calkiem świeży jeszcze.
Otóż na olxie pojawia się ogłoszenie pewnego sklepu z antykami. W ogłoszeniu takie oto zdjęcie.


Pierwsza myśl - "łomatkoboska co to za dziwadło?!"
Druga myśl, "zara tutaj coś nie pasuje"
Trzecia myśl "aaaaa ja już kiedyś podobny gdzieś widziałam!"

No i z tej trzeciej myśli zaczęłam analizę.
No bo spójrzcie po pierwsze na zespół wrzeciona. On jest jakiś dziwny - koło napędowe i małe kółko od szpulki są ustawione do siebie pod katem 90 stopni, a powinny być równolegle jedno nad drugim. Bliższe zapoznanie się ze zdjęciem ukazuje nam niewielką gałkę na słupku. Email do sprzedawcy i zespół wrzeciona ląduje w prawidłowej pozycji.
Teraz wygląda to tak:


Czyli jestesmy w domu, jednak nie robił tego stolarz idiota ;)
Spójrzmy na cięgno - jest gumowe elastyczne. Napęd standardowy w kołowrotkach niemieckich czyli "irish tension" napęd na szpulkę. Rzut oka na końcówkę wlotu dodaje nam do listy hamulec czyli jest naprawdę dobrze. Hamulec jest ze śrubą (a nie gałką jak w egzemplarzach Werk Willy) czyli to jakaś nieco nowsza konstrukcja. Poza tym szpulka wygląda na sporą i są dwie na wymianę. Jedna (ta ciemna) jest ewidentnie nie od kompletu, ale moje doświadczenie mowi mi że będzie pasować do Bei :) Czyli kolejny plusik na konto tego szrota bo szpulek nigdy za wiele ;) No i na koniec spójrzmy na koło - jest zawieszone jednostronnie (czyli na łożysku) oraz zamontowane w ogole nietypowo, bo korbowod zachodzi od tyłu, a samo koło też jest z tyłu słupka. Stylistycznie bliżej temu rozwiązaniu do nowozelandzkiego Majacraft,  niż do typowych kołowrotków ludowych. Oprócz tego zgadza się także moja teza iż jest za brzydki na łozdóbkę ;)Wygląda na jakiś "minimalizm według niemców" ;) w ich solidnym i budzacym zaufanie stylu ;D

Krótka konsultacja z moją osobistą ekspertką Aldoną i jesteśmy w domu :D

Tadaam oto TRAUB

Tak dokładnie ten od tabliczki znamionowej.

Tak wygląda na handspinn-forum.de

zdjęcie z handspinn-forum.de
A tu bezpośredni link do opisu na spinngaliere

Tak naprawdę to miał on tabliczkę, którą przemiła sprzedawczyni mi sfotografowała i  przesłała, ale nawet bez niej, bez większego problemu doszłabym krok po kroku co to za model. Bo jest na tyle charakterystyczny, iż nie było to trudne. 

Ale na jego przykładzie ładnie widać na co należy zwracać uwagę przy oglądaniu zdjęć. I żeby nie skreslać od razu takich "dziwadeł" bo mogą okazać się jakimś kolekcjonerskim rarytasikiem.


I słowo na koniec.
Niestety nigdy nie można być całkowicie pewnym iż używany kołowrotek nie będzie miał jakichś defektów. Zwłaszcza jeśli kupujemy od kompletnie się nie znającego sprzedawcy. Wszystkie powyższe porady służą wyłącznie zminimalizowaniu ryzyka, a przy zakupie trzeba się liczyć iż jakiś mankament może wyjść już w użytkowaniu.
Ale myślę że warto, ponieważ kupując kołowrotek z założenia użytkowy, to i tak taniej wyjdzie dorzucić w niego parę złotych przy drobnych naprawach, niż kupowanie nowki sztuki. I może się to opłacić w przeciwieństwie do ładowania kasy w antyk lub łozdóbkę ;) Bo te kółka naprawdę ani konstrukcyjnie ani użytkowo nie ustępują współcześnie produkowanym i można na nich długo i komfortowo pracować.
 A o to w końcu chodzi no nie :D

No i w razie czego można je w miare łatwo odsprzedać już jako sprawdzone innej prządce. Bo chętnych ciagle jest więcej niż takich perełek się trafia i bez problemu znajdzie się kupiec. Więc jesli albo się znudzicie, albo stwierdzicie iż jednak potrzebna wam przesiadka na nówkę :) to ogłoszenie na KP i zwykle ekspresowo sprzęt ląduje gdzie indziej :)

No i tak to wygląda, zapraszam do dyskusji w komentarzach :D

A tutaj słowniczek:

rozkręcenie - pierwsze uruchomienie kołowrotka, wraz ze smarowaniem i czyszczeniem, by go sprawdzić i ustalić użytkowość

destrukt - kołowrotek, ktoremu  na pierwszy rzut oka brakuje części, jest rozwalony, rozpada się, ogólny obraz nędzy i rozpaczy




szrot/dezela - ogólne określenie na stary kołowrotek, po sprawdzeniu i rozkręceniu może awansować na użytek :) lub jeśli się rozpadnie - na destrukt




cepelia
- wszelkie "antyki", głównie typu saksońskiego, zwykle ludowe i zdobione, kiedyś mogły być całkiem użytkowe, ale obecnie ich stan kwalifikuje je do renowacji lub do pieca ;) Typowy kołowrotek "babci" ;)

wystawka
- kółko z antyków niemieckich, czy ogólnie zachodnich, łapią sie tutaj wszystkie oferowane przez sklepy handlarzy.

łozdóbka - zwykle niewielki, bardzo ozdobny, z mnóstwem traleczek, toczeń i ornamentów. Czasem ma coś w rodzaju przęslicy i nasadzonego na nią gniazda moli ;) Zdecydowanie odradzany, bo choć wygląda ślicznie to jest kompletnie nie do użytku.

użytek - dowolny dobrze działający kołowrotek, czy to będzie wyremontowany szrot, czy wystawka czy cepelia, ważne żeby działał i spełniał swoją rolę.



rarytasik - jakiś słabo znany albo rzadki model z wystawek. Zwykle użytkowy z ciekawą ale możliwą do ustalenia historią :) Kupuje się go czasem zdając sobie sprawę z mankamentów, tylko po to by przywrócić go do pracy. Idealny przykład to Traub.
I tak przyznaję jestem walnięta :P


5 komentarzy:

  1. Ha!Teraz mogę spojrzeć na pętający się gdzieś w domu kołowrotek bardziej fachowym okiem. Dzięki za ten wpis dla niewiedzących.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja ten na olx widziałam ale już swój kupiłam więc zrezygnowałam może trza było go wziąć dwa by były ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz to zależy od ciebie wyłącznie :) Tylko zawsze jest potem problem, gdzie to trzymać :/ Ja już obiecałam rodzinie, że jeden kołowrotek wyjeżdża na przechowanie na wieś :/ I nie potrafię zdecydowac który, bo oba kocham wielką miłością ;)

      Usuń
  3. Taki artykuł to kawał cennej roboty. Chylę głowę. :-)
    Pewnie nie raz do niego wrócę. ;-)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń