czwartek, 22 września 2011

Zgrzeblenie, czesanie, gręplowanie, cezowanie, sprzetowanie, cegowanie, gracowanie...

Wszystkie słowa z tytułu odnoszą się do obróbki wełny, po zdjęciu z owcy a jeszcze przed przędzeniem :-/
Pan Jerzy Maik, autor książki pt. Sukiennictwo elbląskie w średniowieczu wymienia te a także i inne określenia na czynności związane z obróbką owczej wełny, choć przyznaje iż do dziś nie wiemy na czym te czynności właściwie polegały.
Stąd mam nie lada problem z definicjami moich eksperymentów. Weźmy na przykład pierwsze trzy określenia - zgrzeblenie, czesanie, gręplowanie. Obecnie używane są zamiennie i mieszane bezustannie, ale mnie osobiście dzwoni iż przynajmniej dwie z nich oznaczały zupełnie różne czynności. Powtarzając za Panem Maikiem, gręplowanie oznaczało obróbkę włókien za pomocą łuku lub witek (rozluźnienie włókien za ich pomocą i wybicie większych zanieczyszczeń), a za Panią Ireną Turnau w "Hand-Felting in Europe and Asia" te same czynności były określane jako zgrzeblenie. Zresztą angielskie "carding" i pochodzące z książki "określenie "carding bow" translatory wywalają mi jako polskie "zgrzeblenie" i "łuk zgrzeblarski".
Pozostaje to w związku z tym w konflikcie z potocznym dzisiejszym określaniem gręplowania jako pracy z wełną na szczotkach. Taka praca to moim zdaniem "czesanie". Czego właściwie się czepiam? Ano tego iż te dwie czynności mają taki sam cel (przygotowanie wełny do dalszej obróbki) ale efekt jest zupełnie inny. Bo wełna wyczesana, ma ładnie, równolegle ułożone pasma, dzięki czemu świetnie się przędzie i wysnuwa. Robi się z niej bardzo równe, cienkie i gładkie przędze. Natomiast wełna zgrzeblona przypomina puch. I to puch z wymieszanymi w różne strony włóknami. Przedzie się gorzej, a nici z niej wychodzą mniej równe i włochate. Do czesania nadaje się głownie wełna o długim włosie, do zgrzeblenia również taka o krótkim i mocno skręconym.
Osobiście cały czas dźwięczą mi gdzieś w mózgu opowieści mojej czy czyjejś babci o różnicach pomiędzy wełną czesankową i zgrzebną. Ta druga była zawsze opisywana jako drugi sort i wybór biedoty. Dziś już się tego chyba tak nie rozróżnia.
No bo czy mam wierzyć specjalistce od włókiennictwa, Pani Turnau, która w książce (po angielsku!) pisze iż proces wytwórczy filcu zakładał zgrzeblenie i nie ma ani słowa o dalszym czesaniu!? A my dziś przecież równo jedziemy na przemysłowych czesankach z taśmy. Czy ktoś w ogóle wyobraża sobie pracę z "puchatą wełną"? Oczywiście nie mówię tu o ludziach filcujących artystycznie, lecz o rekonstruktorach, którzy szumnie krzyczą  o nieskażone cywilizacją owce ;-)

Momentami zastanawiam się po co mi właściwie to wkładanie kija w mrowisko (bo jeśli puknę temat na forum to na bank zostanę zjechana od góry do dołu że się nie znam).
Ale mam po prostu frajdę że jakiś eksperyment mi wyszedł i tyle. Więc czemu trochę nie pomącić ;-D
Fotka wykonana na naszej sztandarowej imprezie czyli Stepach Pomorskich 2011. Eksperyment trochę pokrzyżował nam wiatr rozwiewający kłaczki, ale poza tym wyszło lepiej niż się spodziewałam i na pewno będę powtarzać tą zabawę w bardziej sprzyjających warunkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz