wtorek, 2 września 2014

Runo wrzosówki - przygotowanie

Po pierwsze chciałam się pochwalić że mam nową zabawkę.
Negocjowanie z gręplarnią mnie wykończało psychicznie, a pojawiła się okazja (dzięki Agnes!), więc podliczyłam kasę którą miałam, kasę której nie miałam, wydatki, koszty, ewnetualne profity i dodawszy do tego zszarpane nerwy wyliczyłam że bardziej opłaca mi się otworzyć własną mini gręplarnię. No i po wielu perypetiach wreszcie mam drum carder czyli po naszemu - gręplarkę bębnową :)



Jak widać to stary i nieskomplikowany wół  roboczy Loueta, którego jestem n-tą właścicielką (nie mam pojęcia którą, bo przyjechał do mnie z Belgii). Ale to solidna konstrukcja idealna do szarpania się z prymitywnym runem i mam nadzieję że długo posłuży.
Więcej refleksji i złotych myśli o używaniu tej maszynerii skrobnę gdy już przewalę ileś tam kilo wełny i uznam że otrzymuję jakieś miarodajne i powtarzalne efekty.
A na razie skoro jesteśmy przy "runie prymitywnym"....

No bo co to właściwie jest?
Czasem  nieco zdziwione osoby  dostają wyczesany błam z owcy wrzosówki i z zachwytem stwierdzają "jakie ono milutkie i w ogóle nie gryzie!"
No a potem wrzuca się ten milutki błamik na kołowrotek  czy wrzeciono i się okazuje że nie gryzie, ale połyka w całości ;)
Winę za to ponoszą włosy ościste. Bo o ile frakcja puchowa u wrzosówek potrafi mieć naprawdę cienkie włókna (podobno porównywalnej grubości co superfine merino czyli 16mc przy polskim merynosie mającym  przeciętnie 28-30mc), to oprócz puchu w runie znajdują się także włosy przejściowe oraz ościste. Owka kiedyś popełniła o tym  genialny wpis, więc nie będę się powtarzać tylko chciałam nieco rozszerzyć co te kwestie oznaczają dla nas, praktyków.
Poniżej jest zdjęcie loka z runa owcy wrzosówki. To  lok, który ja selekcjonuję jako "ładny".


Wybrałam go do zdjęcia, bo wyraźnie widac tutaj frakcje runa - to jaśniejsze bliżej nasady to puch wymieszany z mniej widocznymi włosami przejściowymi. Natomiast długie, zakręcone, czarne końcówki to włosy ościste. Są  one twarde i prawie w ogóle nieelastyczne, co sprawia że gdy spróbujemy cały taki lok skręcić  w przędzę, to otrzymamy sztywną, twardą, zupełnie nie sprężynującą nitkę. A końcówki tych ostów będą sterczeć z każdej strony niczym drut kolczasty i sprawiać że noszenie tego na skórze przez przeciętnego  człowieka jest niemożliwe. No dobra, świetnie taka wełna nadaje  się na skarpety. Rewelacyjnie pobudza krążenie ot co :D
Podobny problem występuje praktycznie u wszystkich ras prymitywnych (choć w oczywiście różnym zakresie), czy będą to cakle, owce górskie, norweskie, czy co tam egzotycznego akurat wymyślimy. Dla mnie prywatną palmę pierszeństwa pełni świniarka, która moim zdaniem powinna mieć tutaj własną kategorię ;)
No dobra, ale w takim razie jak sobie z tym radzili ludzie w średniowieczu (czy też ogólnie w czasach przed rewolucją  przemysłową)?
Otóż sposoby są dwa.
Pierwszym  jest pozyskanie włosia jeszcze z owcy przez wyczesanie lub wyskubanie. Wykorzystuje się tutaj naturalną tendencję linienia frakcjami - najpierw  wychodzi podszerstek podczas gdy rdzeniowe się jeszcze mocno trzymają. Nie będę się tutaj rozwodzić nad tym sposobem, jego praktycznym sensem, historycznymi przekazami odnośnie jego wykorzystania itp  bo wątpliwe by ktokolwiek z nas miał teraz okazję to wypróbować na owcy.
Pozostaje nam więc drugi sposób, czyli prządkowa wersja kopciuszkowego wybierania maku z popiołu, czyli ręczne odwłaśnianie :/

Brrrrrr

Generalnie chodzi o to by te  długie włosy rdzeniowe oddzielić od reszty.
Widzieliście lok powyżej?
No to ten sam teraz :)


Po prawej wyciągnięte ości, po lewej puch  i nieco przejściowych (nie są aż takie grube i gryzące więc nie ma co się z nimi bawić).
Całe osty to właściwie odpad, gdzieś tam czytałam że znaleziono w  wykopkach liny wyglądające jakby były robione właśnie z czego takiego. Nic więc nie stoi na przeszkodzie by wykorzystać je do tego typu zastosowań, nadadzą się do tego świetnie.
Natomiast nas interesuje miękka puchowa i przędna frakcja.
Dziś w ramach eksperymentu poświęciłam się i przebrałam trochę tego stuffu. Przed odwłaśnianiem było tego  około 70g, po oddzieleniu jakieś 48g.
Poniżej ta góra podrobionej wełny (napuszonej pod drumka).

Nasz "wypchany" Kropek pomaga ;)

Duża kupa jak na nędzne 48g, no  nie :/
Jeśli  dodam iż zajęło mi to trochę ponad pół godziny, to daje do myślenia ile czasu trzeba było poświęcić  by nie dać się zjeść wełnie.
Bo 50g to ilości mocno homeopatyczne, a ja wbrew  pozorom mam w tej robocie już nieco wprawy. No i byle jaka wełna też się do tego nie nada, a wyłącznie ładne, długie  i czyste loki.
No ale ludzie kiedyś mieli  więcej czasu, taka prawda.

Z tych 48g które wrzuciłam na drumka (heloł kiedyś to się pomykało na grzebieniach lub gręplach ;P)  i po trzech kręceniach wyszedł mi piękny i bardzo równy batt (tak się nazywa taki błamik zdjęty z gręplarki, piszę to dla odróżnienia od dużych przemysłowych gręplarek) o wadze 42g


Czyli kolejne parę gramów straty.





Na ostatnim zdjęciu pod światło, widać że jest przyzwoicie wyczesany.
Wrzuciłam na kołowrotek i wygląda na to że ciągnie się niczym z współczesnej czesanej taśmy. Co pozwala mi postawić tezę, że przygotowana  w ten sposób  wełna nada się na przędzę osnowową. Nitka z odwłośnionej wrzosówki jest zupełnie inna w dotyku. Jest miękka i zdecydowanie przyjemniejsza, ma lepsze parametry i zupełnie inną elastyczność.
Tylko czy ma  w dzisiejszych czasach ekonomiczny sens robienie tego?
Ten mały kawałek kosztował mnie (z  już gotową posortowaną i wypraną wełną) dobrą  godzinę roboty.
Jak zwykle niezapłacone dupogodziny ;)
Ale jeśli ktoś chce się pobawić, to czemu nie ;)
Mnie do napisania tego posta kopnęłą chęć do poeksperymentowania z gręplarką by stwierdzić czy da radę na niej uzyskać naprawdę dobrą czesankę. I jak widać się da, choć jest to pracochłonne niestety.

A więcej o gręplarce, jej plusach, minusach, mitach, wyobrażeniach i twardej rzeczywistości napiszę jak już będę miała  nieco więcej przekręcone przez bęben. 
Na razie mogę tylko zacytować Aldonę że "niestety samo się nie robi" :/

2 komentarze:

  1. Cieszę się, że już masz wymarzone 'cudo'. :-)
    Praca ręczna, jej czas najczęściej umyka ewentualnym płacącym. Przykre, ale prawdziwe. :-(
    Post czytałam z zainteresowaniem, bo taka praktyczna wiedza cenna jest.Tym bardziej, że mam coś podgryzającego, nie wiem od kogo pochodzi (chodzi mi o owce), ale u mnie chyba nie ma tych frakcji włosa.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym chyba nie miała czasu na robienie tego typu rzeczy. Jestem wygodna i kupuję włóczkę https://alewloczka.pl/pl/c/Drops-Cotton-Light/38 aby praktycznie od razu wziąć się do pracy. No ale zazdroszczę cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń