poniedziałek, 25 listopada 2013

Kołowrotek i wrzeciono czyli jak to z tym kręceniem było

Na pokazach, zwykle przędąc opowiadamy dzieciom bajkę o Śpiącej Królewnie, która ukłuła się wrzecionem :) Standardowy scenariusz jest taki, że do prządki przy kołowrotku podchodzą stada dzieci i dorosłych i wtedy rodzice czują się w obowiązku uświadomić dzieci że właśnie tym urządzeniem ukłuła się Królewna. Upewnia ich w tym jakaś upierdliwa maniera, żeby bajkę tę w różnych wydaniach, ilustrować właśnie rysunkiem dziewczynki przy kołowrotku. A to przecież bzdura, bo jak niby miała się ukłuć drewnianą maszyną jaką jest kołowrotek? Królewna ukłuła się wrzecionem a nie kołowrotkiem. Ale dzisiejsza wiedza powszechna utożsamia te dwa różne urządzenia ze sobą.
Jak to więc było?
Wiem, że większość moich miłych obserwatorów już wie co i jak, ale zacznijmy od początku :)
Sławetne wrzeciono, czyli najprostszy, najbardziej prymitywny ale i najbardziej popularny aż do XIX wieku przyrząd do skręcania włókien (wełny, lnu, konopii, bawełny i czego tam tylko sobie nie wymyślicie), czyli przędzenia, wygląda tak:

Wrzeciono z prząślikiem drewnianym
Moje samoroby z prząślikami glinianymi


Jak widać  skomplikowana konstrukcja ;D składająca się z kijka i obciążnika ;D nazywanego prząślikiem. Prząślik mógł być wykonany z czegokolwiek, drewna, gliny, znajdowano i burszynowe i łupkowe. A w ciężkich czasach można było kartofla czy jabłko nabić na kijek i też się dawało pracować :)

Technik przędzenia jest mnóstwo, nam wystarczy tu wyjaśnienie, że clue wszystkiego jest  wprowadzenie kijka w ruch wirowy i dzięki obciążnikowi (przęślikowi) całość kręci się stabilnie wokół własnej osi i skręca włókna podawane przez prządkę. Ale że trudno to wyjaśnić słowami, a większość ludzi jest jednak wzrokowcami to zapraszam do obejrzenia filmiku z youtube (hasło: "spindle spinning")

Źródło youtube, użytkownik videojugartscraft



Można też odwrotnie (choć ja tego sposobu nie lubię):

 Źródło youtube, użytkownik: WEBS


Przędza uzyskana z tego, w sumie prymitywnego urządzenia, jest bardzo dobrej jakości. Nie ma w tym procesie punktów krytycznych, które mechanicznie mogłyby osłabiać nić, prządka całkowicie panuje nad skrętem nici, wrzeciono jest małe, lekkie, bez problemu można zapakować w kieszeń i iść z nim na ploty ;) do płota albo sąsiadki, a prostota sprawia, że  samemu można sobie takowe zmajstrować w trymiga z byle czego. Same plusy :)
Niestety minusy są także. Po pierwsze z autopsji - boli ręka którą wyciąga się w górę (ta z czesanką), mi wysiadł bark gdy miałam okres, że dużo przędłam. Poza tym jest wolne - średnia wydajność jest bardzo niewielka. Pozwolę sobie podlinkować tabelkę, w którą wraz z innymi prządkami z Klubu Prządki na fejsbuku, wpisywałyśmy wyniki naszych pomiarów wydajności na 1 godzinę przędzenia. Są tam i wrzeciona i bardzo różne kołowrotki i różne techniki , ale daje to pogląd na to ile metrów przędzy była w stanie wyprodukować prządka. Z ekonomicznego punktu widzenia masowe wykorzystanie przędzy wrzecionowej miało sens, gdy właściwie wszystkie kobiety przędły przez cały czas. I robiły to właściwie od dziecka. A także wtedy gdy już, na przykład nie były w stanie wykonywać innych cięższych prac. Ich praca była tania, ponieważ zajmowały się tym ciągle, niejako przy okazji i mimochodem. I stąd były w stanie wyprodukować ilości przędzy ,wystarczające do praktycznego wykorzystania w tkactwie. A ilości tkackie to już są rzędu tysięcy metrów.
Dlatego pracę prządek próbowano przyspieszyć i usprawnić.
Można było to zrobić na przykład stosując inną technikę - poniższa znana jest gdzieniegdzie jako ruska, a gdzie indziej opisuje się ją jako tybetańską, zresztą nieważne. Wymaga nieco innego wrzeciona, o takim bardziej "wrzecionowatym" ;) kształcie, które wygląda tak:
Zdjęcie należy do Pani Eli Reglińskiej z Pracowni na Kaszubach, która zezwoliła mi na jego użycie (za co niniejszym bardzo dziękuję). Niestety moje ruskie wrzeciono chyba amba zżarła i nie mogłam własnego zdjęcia wykorzystać. A zresztą galerię Pani Eli serdecznie polecam - jest tam zatrzęsienie pięknych zdjęć zabytkowych narzędzi przędzalniczych i tkackich :)

A poniżej filmik jak wygląda praca na wrzecionie ruskim  (hasło: "russian spindle"):

Źródło youtube, użytkownik soozagee


Fajnie tej Pani w filmiku idzie, ja niestety nie jestem tak sprawna. Główna różnica pomiędzy przędzeniem grawitacyjnym (drop) a właśnie tym jest taka, że tu się wysnuwa jedną ręką (tą samą, która trzyma czesankę), podczas gdy druga ciągle wprawia w ruch wrzeciono. I nie dowiązuje się do kijka, przez co nawijanie idzie bardziej automatycznie. I sporo szybciej.
Minusy - jest to trudniejsze i wymaga sporo wprawy a także przędza taka jest nieco słabsza i nie tak gładka jak dobrze "dociśnięta" przędza z wrzeciona "rzucanego".
I w tym miejscu dochodzimy do pierwszego kołowrotka :)
Wyobraźcie sobie teraz że takie wrzecionko umieści się poziomo na podpórce i z boku dołoży duże koło, połączy to wszystko zamkniętym sznurkiem i voila! Mamy pierwszy kołowrotek!

Średniowieczne przedstawienia kołowrotków wyglądały mniej więcej tak:



 Powyższe zdjęcia pochodzą z the 'Smithfield Decretals' z British Library


oraz z The Luttrell Psalter


Takie kołowrotki datuje się mniej więcej chyba od XIIw, ale gdzieś tam czytałam że nawet wcześniej bywały. Na pewno na daleeeekim wschodzie, ale to nas w tym momencie aż tak nie interesuje.
Jak się dobrze przyjrzeć to działało to w ten sposób, że koło kręcone jedną ręką przez prządkę, poruszało "wrzeciono" a w drugiej ręce trzymany był zwitek wełny i wysnuwany zupełnie jak podczas przędzenia na wrzecionie ruskim.

Najlepiej widać tradycyjnie na filmiku (hasło "great wheel")

Źródło youtube, użytkownik Tracy Miles



Wszystkim rekonstruktorom, którzy interesują się choć trochę tematem, gdzieś tam przemknęły pewnie informacje, iż kołowrotek był wyklęty, prządki niechętnie "przesiadały" się z wrzeciona na kołowrotki i że jeszcze do XVIII-XIX wieku ZAKAZANE było stosowanie przędzy kołowrotkowej na OSNOWĘ TKANINY. Bo była po prostu za słaba, przecierała się a zawodowa prządka potrafiła wyciągnąć porównywalną  wydajność na wrzecionie, przy znacznie lepszej jakości uzyskiwanej przędzy.
Oczywiście próbowano omijać zakazy i nierzadko oszukiwać, o czym donoszą nam źródła historyczne, ale tak naprawdę to dominacji wrzeciona, kołowrotek mógł zagrozić dopiero jak kompletnie zmieniono konstrukcję. Albowiem kołowrotek "nowoczesny" miał dwa usprawnienia które sprawiły że stał się szybszy i wydajniejszy od wrzeciona, a jednocześnie można uzyskać było przędzę o porównywalnej jakości. Były to napęd nożny i stworzenie zespołu wrzeciona czyli szpulki i skrzydełka.

Wygląda to z grubsza tak:


I teraz trochę niestety muszę namieszać, bo nie chcę kraść zdjęć z internetu, a po prostu nie dysponuję kołowrotkiem z podwójnym napędem jak bozia przykazała w tym XIXw ;) żeby zrobić fotkę. Mój kołowrotek, widoczny na powyższym zdjęciu, ma nieco inną konstrukcję niż kiedyś, bo posiada tylko jedno kółeczko i pojedyńczy sznurek napędu. W oryginale powinny być dwa kółeczka o RÓŻNYCH ŚREDNICACH (jedno dla szpulki i jedno dla skrzydełka), na które założony był JEDEN sznurek, zwinięty w ósemkę i złożony na pół.

 Widać to na filmiku (jakas 20sta sekunda):

Źródło youtube, użytkownik shieladixon



Przez różnice w średnicy kółeczek, duże koło napędza każde z nich z różną prędkością przez co szpulka skręcała nić, a wirujące skrzydełko nawijało ją na szpulkę. Cała tajemnica tkwi właśnie w tych różnych prędkościach obracania się szpulki i skrzydełka. W moim kołowrotku (napęd nazywa się Irish Tension), napędzana jest jedynie szpulka, natomiast skrzydełko jest  hamowane (z prawej strony widać skórkę- hamulec), by stworzyć tą różnicę prędkości. Często można też spotkać nowoczesne kołowrotki z napędem gdzie z kolei koło napędza skrzydełko a szpulka jest hamowana (Scotch Tension) i też to działa bez problemów :) I teraz poprzez dobre wyliczenie średnicy dużego koła i małych kółeczek, można było z dużą dokładnością zautomatyzować i zbalansować skręcanie nici i nawijanie jej na szpulkę. A to że prządka nie musi przerywać pracy by ręcznie nawinąć nić, oszczędza mnóstwo czasu. No i jakościowo przędza jest bardzo dobra, bo prządka ma obie ręce wolne (kręci nóżką) i może pilnować żeby nie było glutów i obiema rączkami pracować nad jakością i gładkością nici :)
Nie myślcie jednak, że kołowrotek całkowicie i bezpowrotnie wyparł wrzeciono. Zrobiła to raczej rewolucja przemysłowa, która stworzyła maszyny i przemysł tekstylny, a oba narzędzia zostały po prostu wypchnięte z użycia powszechnego do chłopskich zagród i biedniejszych gospodarstw domowych. I wszędzie tam, gdzie ciągle opłacało się wykorzystywać ręcznie przędzione nici do tkactwa i innego przerobu, głównie na własne potrzeby. I funkcjonowały jeszcze długo - nawet moja babcia wspomina że jej mama przędła na wrzecionie jeszcze po IIWŚ i mam nawet pamiątkę, bolerko z królików angorskich, które prababcia strzygła, przędła na wrzecionie i wydziergała dla mojej babci :)


Jaki z tego morał dla rekonstruktorów?
Ano taki, że nie ma sensu czepiać się kwestii różnicy pomiędzy jakością przędzy z wrzeciona i współczesnego kołowrotka. Jest przeważnie nierozróżnialna na oko. Różnica owszem, była ale pomiędzy wrzecionem a "great wheel", a tego w Polsce to jeszcze nie widziałam w działaniu, a na pewno nikt go nie stosuje masowo w rekonstrukcji. Wprawdzie konstrukcja współczesnego kołowrotka sprawia że są podczas przędzenia "punkty tarcia", które mogą nieco osłabiać jakość, ale i tak jest to nieporównywalne z przędzą z "great wheel" i łatwo ten problem rozwiązać za pomocą prostych trików typu natłuszczanie lub po prostu dobre przygotowanie włókna. Podstawowa sprawa czyli możliwość uprzędzenia bardzo mocnej i gładkiej nici, zdatnej na osnowę tkacką, jest spełniona całkowicie. A oprócz tego można równocześnie, jedynie zmieniając technikę przędzenia, przygotować także przędze bardziej puchate (lepiej izolujące na wyroby dziane), szybko i sprawnie skręcać z dwóch lub więcej nitek i stosować sporo zaawansowanych technik przędzalniczych :)

I dla mnie (pomijając już nawet współczesne zastosowania) to jest to sensowny kompromis. Bo kopany kołowrotek bardzo oszczędza czas i jest po prostu wygodniejszy w pracy. A ja nie jestem kobietą z średniowiecza, jedną z wielu które zajmowały się przędzeniem niejako zawodowo i gdybym przędła wyłącznie na wrzecionie, to nie miałabym czasu by robić cokolwiek innego.
 I stąd to właśnie kołowrotek nożny jest moim głównym narzędziem pracy :)

Oczywiście w powyższym tekście uprościłam pewne rzeczy, ale proszę o wyrozumiałość - teks jest przeznaczony raczej dla osób początkujących, które chciałyby się dowiedzieć nieco więcej, ale niekoniecznie wgłębiać w temat całkowicie. Dlatego pewne sprawy uprościłam inne pominęłam, może kiedyś pokuszę się o uzupełnienie, ale na razie wystarczy bo znowu wyszedł mi elaborat jak na pracę dyplomową ;)

8 komentarzy:

  1. Dobry tekst!
    Mniej więcej to samo (choć zwykle w spooorym skrócie) powtarzam po umfadziesiąt razy na imprezach. Bo oczywiście też non stop zaliczam standardowe pytanie "a gdzie jest to coś, czym ukłuła się królewna?".
    A co do zdjęcia kołowrotka z podwójnym napędem, to (uwaga, bezczelna autoreklama:) : http://uowki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komplement! Tym bardziej z Twoich ust :D
      Nad tekstem siedziałam już od jakiegoś czasu, ale dopiero dziś dostałam szwungu żeby go skończyć. I mam nadzieję że się przyda jako takie wprowadzenie łopatologiczne do tematu :) Bo czasem trzeba pewne "oczywistości" jak chłop krowie na rowie wypisać a wszystkim robi się łatwiej. Zresztą Twoje teksty są moim niedoścignionym wzorem i bardzo się cieszę że przy okazji zrobiłaś sobie reklamę :) Polecam teksty owcologii stosowanej U Owki jak najbardziej!
      A co do historyjki o królewnie to my zawsze jeszcze dokładamy na koniec gryps, że ponieważ król kazał spalić wszystkie wrzeciona i nie było jak nici prząść, to jakiś gramotny majster wymyślił i zbudował kołowrotek :) I stąd się wziął ;) Dzieci to uwielbiają ;D

      Usuń
  2. A to ja jeszcze dodam, tak w sprawie Królewny, że nie wierzyłam, że wrzecionem da się tak serio serio porządnie ukłuć - do czasu aż zobaczyłam to na własne oczy i poważnie zastanawialiśmy się, czy z ofiarą wrzecionowego zamachu nie jechać na szycie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie na samym początku naszej kariery, legendę bajki Morgiana-polonistka zburzyła, robiąc wykład o metaforach, symbolach fallicznych i pierwszej krwi ;|
      I tak to właśnie upadają mity dzieciństwa...

      Usuń
  3. Cieszę się bardzo, że trafiłam na Twego bloga. Piękną pracę wykonałaś. Przybliżyłaś mi temat, który od jakiegoś czasu mnie "męczy". Dostałam w spadku po Babci męża kołowrotek przedpotopowy. Chce go reanimować i coś zacząć robić. Temat trudny jak dla mnie, ale już wiem że muszę się z tym zmierzyć. Pozdrawiam i dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli jesteś na fejsbuku to zapraszam serdecznie do Klubu Prządki - przyjazne miejsce gdzie można się wszystkiego dopytać i uzyskać pomoc przy reanimacji kołowrotka :)

      Usuń
  4. wiele mi rozjaśniłaś tym tekstem, dziękuję.
    Od dawna poszukuję kołowrotka dla siebie, rozsyłam wici i wczoraj dostałam taki stareńki, będący nakładką na nożną maszynę do szycia. Spotkałaś się z takim modelem?
    Mąż obiecał go odnowić, a ja bardzo chcę na nim podziałać.
    tutaj zdjęcie: https://fbcdn-sphotos-h-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpf1/t31.0-8/q84/s960x960/10697224_688679941200525_123677235635470803_o.jpg

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tutaj więcej zdjęć: http://thebestthing12.blogspot.com/2014/09/koowrotek.html

      Usuń