wtorek, 15 października 2013

Rozterki tkackie - KLEJENIE OSNOWY



Ehhh jak zwykle temat rzeka mi się napatoczył.
Ale ponieważ znowu jestem na początku drogi to krótko tylko opiszę problem.
Otóż ktokolwiek, próbował tkać na jakimś tam krośnie (bez względu na to czy rigid heddle, czy nicielnicowe czy też nawet krajkowe) to wie że nierzadko kończy się to wścieklicą, gulem i ogólnym zniechęceniem. Bo osnowa tkaniny ma wredny zwyczaj przecierać się, rwać, plątać  i faflonić w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Zazwyczaj wtedy jak już mamy wszystko naciągnięte i nie idzie za całe Chiny nitek naprawić ani dosztukować. A nawet jak nam się uda to natychmiast przecierają się kolejne i tak w kółko. W szczególnej mierze dotyczy to osnów zrobionych z nitek pojedynczych czyli "singli". Ale także delikatniejszych i szlachetniejszych dwojonych. Dlatego na różnych dedykowanych tkaczom  forach internetowych, zaleca się korzystanie ze specjalnych przędz o podwyższonym skręcie i skręcanych z kilku nitek. Tak może być w świecie idealnym (czytaj na zachodzie;)). Ale jeśli  dostęp do zagramanicznych ;) sklepów dla tkaczy, leży poza naszymi możliwościami (głównie finansowymi) albo chcemy się pobawić w rekonstruktorów (niestety wszystkie wykopaliska wskazują że tkaniny ubraniowe były tkane z nici pojedynczych), to należy się zainteresować najstarszym sposobem rozwiązywania tego problemu, czyli klejeniem osnowy. Pod tą straszliwą nazwą kryje się po prostu procedura pokrycia naszych nitek osnowy czymś w rodzaju kleju. Najczęściej skrobiowego czyli po ludzku - krochmalu :D Krochmal ten niejako wyrównuje nici, sprawia że płocha czy też grzebień ślizga się po nich i nie przeciera ich po jednym przejechaniu. Poza tym mam wrażenie że także nieco poprawia ich odporność na naprężenia, ale tu by się było trza zapytać jakichś bardziej doświadczonych tkaczy. W każdym bądź razie działa a o to nam chodzi.
No i teraz często pada pytanie - jak to w ogóle zrobić?
Wielkich doświadczeń nie mam, ale może moje sposoby komuś się przydadzą, albo spowodują że łatwiej będzie wymyślić własny patent ;)
Ja dopóki tkałam na ramce ze sztywną nicielnico-płochą (plastikowy rigid heddle Kromskich), to stosowałam krochmal w sprayu. To znaczy na początek kupiłam sobie preparat w sprayu firmy Ługa ;) ,a gdy się skończył, to nagotowałam krochmalu i po prostu dolewałam do spryskiwacza. I tym zajzajerem  pryskałam na ten kawałek osnowy który akurat był w robocie. Działało całkiem nieźle. Problem pojawił się gdy przesiadłam się na krosno nicielnicowe z metalową płochą. Popryskałam raz i z przerażeniem zaobserwowałam jakieś ciemne plamy zachodzące mi na grzebień płochy. Już oczyma wyobraźni widziałam rdzę chrupiącą mój drogocenny sprzęt, więc czym prędzej wyczyściłam, wysuszyłam i nie odważyłam się więcej używać tego sposobu. Może to paranoja, ale wolę dmuchać na zimne ;)
No i pojawił się problem. Rozwiązania szukałam oczywiście w internecie - zdążyłam go skląć multum razy, widziałam różne rozwiązania - jakieś smarowania itp. Nie miałam na to ani miejsca ani nikogo do pomocy, więc postanowiłam rozwiązać problem łopatologicznie. I po prostu wykąpałam już gotową, zabezpieczoną i zwiniętą w warkocz osnowę w ciepłym krochmalu.  Wrzuciłam do wiaderka, pomieszałam dobrze żeby nasiąkła i powiesiłam do wyschnięcia. Schła prawie 4 dni :/ Trochę obawiałam się że zrobi się deska, bo krochmal był bardzo uczciwie gęsty, ale okazało się że nie jest źle. Warkocz zrobił się oczywiście nieco sztywniejszy i nitki lekko się posklejały, ale bez problemu wszystko dało się ładnie rozplątać.
Wygląda tak:
To osnowa na marne 70 nitek, ma z tego być owijacz (A CO!)

Osnułam bez większego problemu, klejenie praktycznie od razu się przydało, gdyż nitki ładnie się uporządkowały i dały grzecznie przeciągnąć przez procedurę. I nawet jak się trochę poplątały w trakcie nawijania to wystarczyło lekko przejechać palcami i wszystko grzecznie wracało na swoje miejsce :)
Na razie kawałek utkany ma około pół metra, ale już widzę że chyba skończę tą pracę bez standardowych klątw ;) Wprawdzie nitki lekko się nadcierają, i "puszczają włoski" ale jest to kropelka w porównaniu z osnową nie klejoną. Po prostu zanim klej puści ja zdążam utkać ten kawałek i przechodzę dalej. A osnowa pozostaje cała :D




Powyżej widać włoski - ciężko mi to było niestety uchwycić bo nie mam dobrego aparatu. Ale z grubsza widać jak to wygląda.
Wniosek taki że warto się chyba pobawić i pokleić tą osnowę, nawet jeśli jest z tych mocniejszych, bo będzie to dobre dla naszych nerwów i wyglądu końcowego utkańca. Po skończeniu po prostu pierzemy tkaninę, i voila! No bo przecież skrobia bez problemu się wypłukuje! 
Jak skończę powyższą pracę to na pewno wrzucę tutaj zdjęcia :) I dodam pewnie więcej wniosków i refleksji na temat pracy na klejonej osnowie. Ale myślę że już teraz polecam poeksperymentować.
A może ktoś ma jakieś swoje sprawdzone sposoby? Podzielcie się proszę, na pewno się przyda :D
EDIT by Alicja: Autorytety twierdzą iż w czasach, gdy najbliższy spożywczak nie dysponował mąką kartoflaną, w celu klejenia osnowy wełnianej używano żelatyny wołowej :) A lnu, tak jak pisała także Loomymatic, rozgotowanego siemienia lnianego :) I to są już konkrety :D

11 komentarzy:

  1. Nie mam doświadczeń z wełną, ale mam ze lnem - cienkim i pojedynczym. Robię tak samo jak Ty: gotową osnowę kąpię w "glucie" z siemienia lnianego, suszę i zakładam na krosno. Kiedy tkam nawilżam osnowę - smaruję gąbką namoczoną w wodzie lub glucie, ale to dlatego, że len nawilżony nabiera trochę elastyczności i łatwiej uniknąć zrywania nitek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo właśnie siemię mi się podoba! Bo to regionalne i może było stosowane w czasach, gdy nie można było skoczyć do sklepu po mąke kartoflaną :D Właśnie mam wizję jak za parę lat rekonstruktorzy się przechwalają - "a ja mam recznie tkane ciuchy! a czym była klejona osnowa? mąką ziemniaczaną? łeeee niehistoryczne" ;P

      Usuń
  2. Możliwe, że napawałby się tez klej kostny, ale on działa na len ściągająco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A da się wypłukać bez problemu?

      Usuń
    2. Tak wypłukuje się bez problemu, tylko w gorącej wodzie. Ja na wełnie go nie próbowałam ale faktycznie stosuje się go na podobrazie żeby napiął włókno lniane na ramie.

      Usuń
  3. Ja na szczęście nie muszę na singlach, gdyz tylko sobie wierna być mam prawo, więc mniej mnie glucenie fascynuje, a bardziej ten utkaniec, co go widze na zdjęciach. To sie przecudnie zapowiada. Kończ szybko, i pokazuj! Że niby na onuckę ma być takie ładne cóś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładne??!! Toż to ta szajs wełna o której Ci pisałam! Specjalnie używam tego do takich próbnych robótek bo mi jej nie żal, w przeciwieństwie do własnych przędz :D I tak to ma być onucka - jedna z dwóch :D

      Usuń
  4. Rozumiem że klej kostny w bardzo rzadkiej postaci? Nie korzystałem jeszcze, mam doświadczenia ze skórnym i kazeinowym. Ale (przynajmniej z relacji Teofila Prezbitera) kazeinowy odradzałbym z uwagi na wodoodporność. Można załatwić osnowę na amen.
    Ktoś próbował z klejem skórnym? Zda to egzamin?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lutobor, a któż niby miał próbować? Osoby, które tkają na poziomych krosnach, na pojedyńczej wełnianej osnowie w Polsce można na palcach chyba jednej ręki policzyć :/ A ja osobiście jestem raczej na początku drogi, nie miałam nawet kiedy tych sposobów wypróbować i tyle. Dlatego osobiście wątpię by ktoś się z klejem bawił, jeśli jest sprawdzony, prostszy i tańszy sposób z kartoflanką albo żelatyną. Chyba bym się trochę bała, że osnowę zepsuję, a jej zrobienie swoje trwa no i nici by było szkoda :/

      Usuń