Wreszcie po dwóch miesiącach nastawiania się psychicznego, planowania, migania się chorymi oskrzelami Trolli, zabrałam się za walonki dla Lotgara. I skonczyłam, właśnie się suszą. Oczywiście robiłam na raty, gdyż rozmiar buta dwumetrowego chłopa ;-) jest jakiś przerażający, a poskładanie pięciu grubych warstw wełny, wymaga sporego wysiłku.
Ale tak się cieszę, że mam to już zrobione, że aż wrzucę zdjęcie ;-)
Mam nadzieję że Lotgarowi się walonki przydadzą i uratują go przed odmrożeniami na wielu wyprawach :-D
Została mi jeszcze mata do spania...
EDIT: Po wysuszeniu zważyłam i każdy z walonków ma około 280g. Przy założeniu że sporo brudu się wypłukało po drodze to mogę stwierdzić ża na każdy poszło solidnie ponad 300g. Ładna ilość :-D
Piękne są. Marzę o takich, ale nie wiem jak je robić. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
UsuńTak naprawdę to nie są jakoś szczególnie trudne do zrobienia i z takimi butami powinien sobie poradzić praktycznie każdy kto umie filcować na mokro. Przy tych konkretnych problemem było raczej to że mają być typowo użytkowe i to w warunkach ekstremalnych (do wypraw w stroju historycznym po górach). I to sprawiło że poszło na nie znacznie więcej wełny niż zrobiłabym do łażenia po domu. Na parę wyprawową idzie mi zwykle 500-600g wełny więc to daje do wyobrażenia jakie są "pancerne" ;-)