sobota, 11 sierpnia 2012

In progress...

No i klops jak zwykle.
Bo mam na tapecie kilka postów o barwieniu, szyciu ręcznym i przędzeniu, ale zapomniałam zabrać ze wsi aparatu więc wszystkie wiszą i czekają na zmiłowanie i zdjęcia z karty.
No ale to że nic nie pisałam, nie znaczy że nic nie robię. A robię sporo.
Choćby szycie ręczne.
O tym zamierzam wrzucić osobną notkę bo to temat rzeka. A na razie na igle dwie wełniane tuniki, dwie pary spodni i upgrade dwóch kaftanów wierzchnich. No bo po nieszczęsnym Świecinie (temat na kolejną notkę, której nie będę jednak publikować, co by nie kręcić dodatkowo kijem w mrowisku), zbliża się Pomerania 2012. Impreza na którą jestem strasznie nakręcona (nie tylko ja zresztą) i na którą postanowiłam się godnie zaprezentować. Więc po przejrzeniu moich tekstyliów, stwierdziłam że jednak moje wymagania po paru latach wzrosły, a to co pasowało na 2007 niekoniecznie bedzie uznane za "porządne" w 2012. A że temat Połowiecki podoba mi się coraz bardziej, to sporą przyjemność sprawia mi grzebanie w źródłach i sama robota.
No to szyjemy. I tak sobie lecą te spodnie, tuniki, kaftany, sakiewki, pokrowczyk na nożyczki, pochewka na nożyk, zdobienia, obszycia, nowe czapki, uzdy dla koni, paski, sznurki, klamerki itp itd
Jakby się zastanowić to znakomita większość sprzętu zostaje wymieniona lub przynajmniej odświeżona. Na szczęście mam jeszcze nieco czasu w zapasie (co mnie dziwi bo mam tendencję do robienia wszystkiego na ostatnią chwilę). Jedyne czego na pewno nie zdołam wymienić to buty, ale one akurat w miarę ujdą. Na przyszły rok po prostu planuję dorobić po parze dla siebie i Blondiego, bo w tym po prostu nie dam rady finansowo.
W planach poza butami jest zresztą także nowy łuk i strzały. Tym razem już porządny refleksyjny natural bo stwierdziliśmy, że nie ma co wydawać teraz kasy na coś tańszego, tylko uskładać na lepszy a póki co zadowolić się starym. No bo w sumie co to za koczownik bez łuku? Bujda na resorach i tyle. Tak samo zresztą  jak koczownik bez konia ;-) Konie mamy, łuk na razie laminat, ale  plany wymiany są :-D
Poza tym powróciła kwestia dłubania w drewnie. Zagrzebana na lat kilka w niepamięci z powodu zepsucia się ciosła. Ciosło ma zostać na nowo osadzone (co mi chłopaki obiecali), więc powrócą także dłubane miski, dzieże, tacki i inne utensylia z drewna, których kiedyś robiłam sporo, ale się porozłaziły po znajomych, poginęły i poniszczyły.
W tematach barwierskich wiadomości różne. Dobra taka że udało mi się zeskrobać z dostawy drewna kominkowego 80g porostów. Zła jest taka że zajęło mi to godzinę a ilość nie poraża. Kolejna zła, że Herbapol wysprzedał cały zapas marzanny barwierskiej. Dobrze że zdążyłam kupić jeden kilogram. Źle, że nie kupiłam dwóch.
Przędzenie leżałoby i kwiczało, gdyby nie to iż moje ciuchy szyję ręcznie przędzioną nicią. To co miałam to zużyłam, ale przy ostatniej parze spodni uzysłowiłam sobie że brakuje mi niebieskiej nici do ich uszycia. No więc ziuuuu i kampesz poszedł na warsztat.
A wracając do Pomeranii, to na pewno nie omieszkam wrzucić fotek w pełnym rynsztunku. I mam nadzieję, że standardy jakie sobie narzuciłam wystarczą by podołać wymaganiom tego projektu. Zresztą pożyjemy zobaczymy.

A tutaj link do galerii zdjęć Anny Klary zrobionych na Świecinie. Wyszły ładnie. Ale jednego jestem pewna - moje wahania pomiędzy późnym XV wiekiem a odtwarzaniem XIII wiecznych Połowców zostały rozwiązane zdecydowanie na korzyść Połowców. I tyle o Świecinie.

2 komentarze:

  1. Czytam, czytam... i stwierdzam, że udało Ci się skonstruować / znaleźć dylatator czasu. Przy dwójce maluchów i tak małej ilości czasu do Pomeranii tyle zrobić! Jestem pod wrażeniem :) i nie mogę się doczekać zdjęć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam ale mi sztuka.
      Nawet Niebieska Smoczyca zdążyła se dwie kiecki machnąć i teraz baka coś o haftowaniu ;>
      A mi niestety jeszcze mnóstwo roboty zostało bo wiele zaledwie rozgrzebane...

      Usuń