wtorek, 10 stycznia 2012

Wrzeciona z Zaghunluq - próbna rekonstrukcja

Jakiś czas temu pisałam o wrzecionach znalezionych w chińskim kurhanie w Zaghunluq. Trochę się bujałam z próbą zrobienia takiego stylizowanego wrzeciona, ale w końcu mi się udało. Nie jest to na razie stricte rekonstrukcja, a raczej stylizacja i nawiązanie, gdyż nie dysponuję w tym momencie porządną glinką do wykonania prząślika. To wrzeciono które widać na zdjęciu po lewej stronie ma kształt i wzory inspirowane oryginałami, lecz prząślik wykonany jest z glinki plastycznej. Jak tylko uruchomię warsztaty ceramiczne i jakiś wypał na wiosnę, to będę się bawić, ale na razie po prostu nie mam możliwości. Niemniej całkiem fajnie udało mi się sprawdzić jak używa się tego wrzeciona (byłam ciekawa bo kształt prząślika jest dosyć nietypowy). A używa się bardzo przyjemnie, długo i stabilnie się kręci i pomimo sporej wagi prząślika (38g), jestem w stanie ukręcić na nim cienkie nici do szycia i haftu. Wełna na zdjęciu to dla informacji, jeden z moich pierwszych udanych eksperymentów z naturalnym farbowaniem indygo - jeszcze nie jest to dokładnie  co chciałam osiągnąć, ale niedawno udało mi się zdobyć brakujące elementy warsztaciku (waga jubilerska i papierki lakmusowe) i będę wznawiać próby.

Drugi prząślik na zdjęciu (ten po prawej) zostało zrobiony przez Ritę na spotkaniu Koła Gospodyń Miejskich w zeszłym tygodniu, gdy wręczyłam jej glinkę do zabawy. Wzorki są znacznie ładniejsze niż moje i widać tu rękę plastyka :-)
Kręci się równie ładnie, ale jest cięższy więc będę go używać do grubszych włóczek.
Dodam tylko że prząślików zrobiłam kilka, o różnych wagach i wielkościach ale na razie osadziłam tylko jeden. Jak skombinuję więcej kijków to dokończę resztę.
Eksperyment uważam za udany :-)

9 komentarzy:

  1. Mam pytanie. Czemu to barwienie indygo wyszło takie blade? Jaką metodą barwiłaś?

    OdpowiedzUsuń
  2. Re Plastusia: To jeden z pierwszych eksperymentów, który w ogóle mi wyszedł. Czemu jest takie jasne nie jestem pewna - prawdopodobnie za małe stężenie Naoh w roztworze, może za niska temperatura (poza tym ciężko jednak jak się okazało obejść się bez papierków lakmusowych). Na bejcowanej wełnie nie wyszło znacznie lepiej. Próbuję trochę na ślepo bo nie wiedzieć czemu nie zadziałały mi recepty opisane na różnych stronach w necie. A z ciekawości to czy tobie wyszło farbowanie indygiem i udały ci się jakieś mocniejsze barwy? Chętnie bym wypróbowała sprawdzone przez kogoś receprtury.
    Sama korzystam z tzw. nowej metody z Naoh i hydrosulfitem. Próby amoniakowe to kompletna porażka - nie mam poza tym niestety miejsca ani warunków żeby się bawić w prawdziwe kadzie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z indygo jeszcze nie robiłam żadnych prób, bo czekam na cieplejsze dni. Mam przepis z hydrosulfitem i zobaczę, co mi z tego wyjdzie. Dlatego właśnie pytam, bo sama mam sporo wątpliwości co do tej metody. A indygo do tanich materiałów nie należy, więc wolałabym go nie marnować :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam się po swoich doświadczeniach, że bez strat się niestety nie obejdzie bo z tym barwnikiem prawie nic nie wychodzi mi jak powinno. Ale jak czytam na różnych stronach to nie tylko ja tak mam - to ponoć najtrudniejsze barwy do uzyskania. Przekonuje mnie to tylko do stwierdzenia że przeciętnemu chłopu w średniowieczu nie chciałoby się z tym babrać, i w związku z tym nie zalecam błękitów w rekonstrukcji ubioru przeciętnej biedoty ;-)
      Ale z drugiej strony to fajnie się eksperymentuje a cena nie jest aż tak zaporowa jak w przypadku urzetu (to uprzedzając pytania dlaczego jednak zaczęłam od indygo zamiast rośliny miejscowej). I jest dosyć wydajne - z tych 200g które mam, przez kilka prób nie zużyłam nawet 1/4 więc nie jest źle. Tym bardziej że coś ruszyło i chociaż bladoniebieski wyszedł :-) A jak się zabierzesz za swoje eksperymenty to chetnie poczytam i w razie co służę pomocą :-) Co dwie głowy to nie jedna.

      Usuń
    2. No cóż, zobaczymy. Ja mam przepis z warsztatów, a zatem sprawdzony. Wiem, że indygo jest trudne, ale mnie strasznie kręcą eksperymenty z farbowaniem. Oby więc do wiosny :).

      Usuń
    3. A z czystej ciekawości czy podzieliłabyś się tym przepisem czy też to jakaś straszna tajemnica? ;-)
      Ja niestety nie mam możliwości wyjazdu na warsztaty i wszystko co robię to robię metodą prób i błędów. I faktycznie zgadzam się że robienie eksperymentów wiosną na dworze ma sens - właśnie próbuję wywietrzyć mieszkanie :-/ a wspomnienie tego masakrycznego smrodu będzie mnie jeszcze przez jakiś czas prześladować ;-/

      Usuń
    4. Podaj mi swój mail, proszę.

      Usuń
    5. Zapraszam na ladyaltay(at)gmail.com lub rosamar(at)wp.pl

      Usuń
    6. Zapraszam na ladyaltay(at)gmail.com lub rosamar(at)wp.pl

      Usuń